Forum Literackie Forum Medei Strona Główna Literackie Forum Medei
Forum literackie, obejmujące zarówno prozę, jak i poezję wszelkiego rodzaju


Oczy śmierci cz. I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Literackie Forum Medei Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Piter Noise




Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Sob 20:42, 28 Lip 2007    Temat postu: Oczy śmierci cz. I Back to top

Oczy Śmierci

Piter Noise

1 „ Piękna Laura ”
Wyzuty świat ogarnął mnie jak krab kleszczami swymi....

Szare , zakurzone ulice . Zmurszałe budynki . Taki krajobraz rozciągał sie przez całe Miasto Księżyca . Spokojni mieszkańcy , w większości rybacy coraz rzadziej wypływali na wzburzone morze . Była jesień . Ogołocone drzewa kołysały się monotonnie . Ludzie siedzieli w ciepłych domach raz po raz dokładając drwa do kominka . Wiatr hulał siejąc błogą atmosferę . MoonCity było spokojnym miasteczkiem . Jednostajny tryb życia i brak jakichkolwiek wydarzeń . To wszystko sprawiało że zjeżdżający się turyści nie mogli się dopasować . Miejscowi dziennikarze , Kent i Bety , zajmowali się opisywaniem połowów , ochrony niektórych gatunków zwierząt , w szczególności wilków . Których liczba w ostatnim okresie bardzo zmalała . Czasami opisywano jakieś małe imprezy kulturalne . Ostatni reportaż w gazecie był o kole gospodyń i konkursie na najlepszy wypiek . Na czarno-białym zdjęciu widniało kilka mocno zbudowanych kobiet , które z błogimi minami wałkowały ciasto . W miasteczku na próżno było szukać sensacji . Każdy mieszkaniec miał określone miejsce w tym małym społeczeństwie i musiał się liczyć z tym , że ludzie wiedzą o nim dosłownie wszystko . Kiedy młoda para planuje zaręczyny to najpierw dowiadują się o tym sąsiedzi a dopiero wtedy ta miła informacja przekazywana jest do uszu zdziwionych rodziców . Nie ma mowy o spontaniczności . Wiadomości z wielkiego świata nie interesują nikogo . Komuniści musieli by zapukać do drzwi aby dowiedziano się o ich istnieniu . W tej cichej szarości każdy szelest zdawał się być głośniejszy niż zawzyczaj . MoonCity było obojętne jak Księżyc . Lecz od dwóch lat było ciszej i mroczniej . Na niebie pojawiły się deszczowe chmury . Kilku mężczyzn opatulonych w płaszcz schroniło się w przybrzeżnej oberży .
Stary Sam założył knajpę zaraz po tym jak wrócił z Wietnamu . Tam poznał piękną Laurę . Agentkę rządową Stanów Zjednoczonych . Kiedy jego cała przygoda się skończyła , rozstali się bezpowrotnie . Osiadł na stałe w MoonCity w stanie Oklahoma . Jego przyzwoita emerytura pozwoliła mu na otworzenie niewielkiej knajpy , zresztą jedynej na jaką tutejsi mieszkańcy mogli sobie pozwolić . Budynek nie był najnowszy ale w środku było dużo miejsca i co najważniejsze nienaganny porządek który zawdzięczał Delly . Z czasem się w niej zakochał , ale w pamięci zawsze będzie Laura . Koledzy mówili mu że „ Piękna Laura ” to najgłupsza nazwa knajpy w całej Ameryce by nie rzec na świecie . Po krótce nie zwracali już uwagi na szyld lecz na anglosaski wystrój knajpy . Na ścianach wisiały bagnety i zardzewiałe muszkiety . Które właściciel odziedziczył w spadku po swoim wuju , kolekcjonerze antyków Starej Angli . Na górnej pólce , wyżej barku przymocowany był średniej wielkości telewizor .
Był 1975 rok . Rok szaleńców rockowych i popaprańców , którzy utożsamiali się z guru jakichś głupich sekt . Za moich czasów była tylko śmierć i wojna . Mawiał stary Sam .
W Pięknej Laurze ruch jak zawsze był duży . Roiło się tu od młodocianych hipisów , harleyowców w skórach za dwadzieścia dolców oraz zwykłych rolników i szarych mieszkańców . Carl Robson był jednym z nich . Właśnie zakończył czwartą partię brydża .
- Ty to masz szczęście Carl ! – odezwał się po raz setny Mike . Po prostu masz cholerny fuks!
Jego najlepsi i zresztą jedyni przyjaciele jakich miał , bardzo ich lubił . Codziennie po pracy w warsztacie samochodowym Browsonów spotykali się na kilka głębszych i partię brydża . Mały Joe , Mike , Willson i Carl . Nierozłączna czwórka .
- Sam ! – ryknął Willson – Przynieś no po piwie . I trzy dla Carla bo mu za dobrze idzie !
Joe zachichotał .
Carl był facetem lekko po trzydziestce , mocno zbudowanym i miał jasną czuprynę wiecznie rozczochranych włosów . Aczkolwiek to dodawało mu jakiegoś dziwnego uroku . Ten artystyczny nieład bardzo mu pasował . Nie pił za dużo alkoholu ale nie miał nic przeciwko by jego koledzy zaglądnęli częsciej niż on do kieliszka , odchudzając swój nie gruby portfel . Zmroziły go własne myśli . To wróciło .

Carl zaczął się niecierpliwić . Przeszły go dreszcze . Instynktownie wyczuł zagrożenie . Jego mózg zaczął pracować na zwiększonych obrotach .
Stare , dębowe drzwi knajpy otwarły się z hukiem . Zawiało chłodnym jesiennym wiatrem . Wyczulone zmysły Carla zaczęły rejestrować nowo przybyłego .

George Hamillton . Zamieszkały w New Jersey . Odsiedział sześć lat w więzieniu za morderstwo na tle seksualnym . Silne zaburzenia osobowości , nabyte skłonności do przemocy . Szansa Diu-6,7 .

Poczuł że się poci . Jednym okiem wciąż zerkał na swoją ofiarę . Mocno zalane towarzystwo w tym jego kompani nie zauważyli zmiany na jego twarzy . Gładkie rysy prawie trzydziestotrzylatka nabrały dziwnego majestatu . Zielone oczy zajaśniały nieziemskim , niebieskim światłem .
Ostatnim razem kiedy wypełniał misję coś się nie powiodło. Ciało które zostawił ,sztywniejącego trupa na środku Brockstreet w Kalifornii z pełnym przerażenia uśmiechem na twarzy , zauważyło kilka osób . I jego włącznie . Z reguły przy „ oczyszczeniu nie było świadków ” . Musiał uciekać .
Do MoonCity przyjechał dwa lata temu . Jak do tej pory nic się nie stało .
Denerwował się , zresztą jak zawsze .
Już czas . Rekrut , w tym wypadku rekrut piekieł , jak mawiał Carl , właśnie opuszczał Pretty Laurę uprzednio płacąc dziesięć dolców za jakąś lepszą whisky i paczkę cygar .
Robson wstał .
- Co jest Carl ? – zagadał Mike . Mike Calahan odznaczał się typowo bostońskim akcentem .
- Ja..muszę iść – wyjąkał . Założył kurtkę i wyszedł pomimo protestu wesołego towarzystwa .
George kierował się w stronę doków . Były to stare zgliszcza pamiętające niefortunny pożar w 1963 roku . Kiedyś miasto księżyca było małą wsią rybacką . Po budowie nowoczesnego centrum z kinem włącznie uzyskało statut prowincjonalnego miasteczka .
Hamillton skręcił wprost do częściowo ocalonego hangaru .
Carl przyśpieszył . Przyboczne molo świeciło pustkami .
Szansa diu . Często myślał nad znaczeniem tych słów . Ostatecznie ujął to mniej więcej tak : „ Szansa diu to osobiste rozliczenie człowieka z jego postępowania ”. Przedział diu mieścił się w granicach od wartości najniższej 1,1 do najwyższej 30,2 . Osoby których diu wskazywało poniżej 14,3 były to osoby bez szans na poprawę . Jednym słowem zaczynała się rzeź .

DOBRO I UBYTEK = DIU

*****

George jeszcze nigdy nie był tak zadowolony z siebie . Udało mu się zwiać tym sukinsynom z FBI . Po tym jak przesiedział sześć lat w pace i był maltretowany seksualnie , zaprzysiągł sobie że nie wróci już do tego gówna . Nie minął rok na warunkowym a już zgwałcił dwunastoletnią dziewczynkę . Zaraz , jak ta suka miała na imię ? . Nie mógł sobie przypomnieć .
Pamiętał jedynie jej błagalne wołanie o pomoc . Zaśmiał się w duchu . W tym momencie poczuł lodowaty powiew...no właśnie nie wiedział czego . Czuł na sobie czyjś wzrok .

Carl śledził ofiarę wzrokiem . W jego umyśle jak na zwolnionym filmie ukazywały się obrazy z życia rekruta . Jego burzliwe aczkolwiek bogate dzieciństwo . Mały George na kolanach swego ojca , biznesmena z LasVegas . Moment dojrzewania i pierwsza miłość Patty Lawrence . Aż wreszcie morderstwo swoich rodziców , do tej pory sprawy nie wytłumaczono . Szesnastoletni George sprawiał wrażenie niewinnego w sądzie , wcześniej z niesamowitą precyzją szykując się do zbrodni . Ostateczny werdykt , pod znakiem zapytania brzmiał że wynikiem tego niefortunnego zabójstwa okazały się problemy finansowe szanowanego posiadacza nieruchomości Westa Hamilltona , który w swojej desperacji dopuścił się mordu swojej żony Meg .
Otaczały ich zupełne ciemności . Hangar ongiś goszczący małe łodzie oraz zdemolowane jachty nie wiadomo tak naprawdę czyje . Carl zaatakował .

Stał jak wryty . Pomyślał że za dużo wypił lecz coś mu mówiło że to nie to . Drogę zagrodziła mu potężna postać mnicha jaśniejąca , oślepiającym światłem . Ukryte częściowo pod kapturem oczy rzucały niebieskie przebłyski . Na ścianach demonicznie igrały cienie .

Carl nie odczuwał żadnych emocji . Nie wiedział jak wygląda . Jedno co widział to przerażenie w oczach swojej ofiary . Uniósł ręce do góry czując jak napełnia go moc .

- George Hamillton ! Skazany na wieczyste potępienie z rąk Stwórcy za zbesztanie sacrum i za pozbawienie życia trzech Jego najdoskonalszych dzieł . Imię twego oprawcy Ezehief. Nie ma litości dla ciebie !

W ostatnich sekundach swego życia widział małą Suzie błagającą go o litość , swego ojca patrzącego na niego niezrozumiałym wzrokiem i matkę płaczącą nad zwłokami męża . Po chwili obraz zamazał się i ukazał się kolejny . Mała Suzie stała odziana w nieskazitelną biel i uśmiechała się do niego . Jego rodzice pokutujący za swoje grzechy . To wszystko wydawało się być czarno-białym filmem z dawniejszych lat . Dla Georga była to rzeczywistość .
Poczuł falę bólu wpełzającą w jego serce i dusze . Czuł się jak wciągany w jakiś koszmar którego nie da się opisać słowami .

Ręce Carla promieniowały blaskiem wdzierając się w brudną duszę rekruta .


2 Testament Piłata
Trzecie oko mi mówi że jeźdzcy galopem zbliżają się do mnie....

Weronika Schirley zrobiła sobie przerwę . Już od dwóch tygodni pracowali nad ruinami krypty . Odkryta krypta była zadziwiającym zjawiskiem . Znaleziono w niej mnóstwo złotych amuletów i innych kosztowności . Należała ona do bogatego żyda . Prwadopodobnie z sahendrynu . Oprócz bogactw zawierała różnego rodzaju zwoje i księgi . Niektóre były zwykłym spisem majątkowym . Reszta odnosiła się do tekstów religijnych oraz praw żydowskich . O dziwo niektóre z nich spisane były po łacinie . Dlatego uczeni wysunęli hipotezę że owe zwoje spisane zostały przez zamożnego rzymianina . Obawy te rozwiał jeden z nich , który trafił prosto w ręce kierownika .
Pracą badawczą kierował Rafał Sawicki , znamienity archeolog , wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego . Weronika była jego ulubioną pracownicą . Zresztą ich wąskie grono dwudziestu osób , traktowało się jak rodzina .
Do namiotu wszedł Mark .
- Masz się stawić u kierownika . Ponoć to bardzo pilne – zachichotał . Mam nadzieję że cię nie przeleci bo to będzie kazirodztwo!
- Spadaj Mark !
- Już mnie nie ma .
Kiedy wychodził puścił do niej oko . Mark Rodriguer był jednym z tych uzdolnionych popaprańców , którzy swój zasób wiedzy nie przekładali na życie codzienne . Ale nikt nie podważał jego umiejętności . Znał siedem języków w tym hebrajski , łaciński , armeński , włoski , grecki , oraz ojczysty niemiecki no i angielski . Niedawno ukończył kurs hiszpańskiego z więcej niż zadowalającym wynikiem .
W językach dorównywała mu tylko Weronika no i oczywiście kierownik badań .
Spojrzała na zegarek . Niemożliwe była już dziesiąta trzydzieści . Na dworze pociemniało . Wyszła z namiotu do oświetlonego namiotu Rafała . Ona jak i wszyscy mówiła mu po imieniu . Po drodze minęła kilka prostych domów . Teren wykopalisk był bardzo niekorzystny dla badaczy . Znajdował się po obu stronach wąskich uliczek . Na początku władze nie chciały się zgodzić na rozpoczęcie badań . Wynikło nawet z tego parę protestów w których uczestniczyło trzech wysoko postawionych żydów . W kamiennych domostwach pogasły już światła .
Rafał już na nią czekał .
- Pozwól proszę Weroniko – gestem dłoni zaprosił ją do swojego namiotu .
Kierownik był osobą bardzo konkretną i kiedy trzeba stanowczą . A poza tym był dobroduszny i zawsze umiał się zachować . No w końcu był Polakiem .
Usiedli na poduszkach . Weronika już wcześniej u niego bywała . W kątach walały się różnego rodzaju wyroby ceramiczne i porcelanowe . Na podłodze równo ułożone inskrypcje na wyblakłym pergaminie czy też na skórze wielbłądziej .
Przez chwilę milczeli .
- Po co mnie wezwałeś ? – spytała ziewając .
- No cóż . Jak wiesz tobie najbardziej ufam – zaczął . - A więc Weroniko popatrz na to . Podsunął jej zwój pergaminu .
- Co to jest ?
- No właśnie to mnie dziwi . Przypuszczalnie pochodzi z lat działalności Chrystusa. Jak wiesz krypta należała prawdopodobnie do bogatego żyda , ale ta inskrypcja temu zaprzecza .
Schirley wzięła ją do ręki . Rzeczywiście tekst był napisany po łacinie.
- Odczytałem zwój . Bardzo mnie zaniepokoił dlatego chcę z tobą porozmawiać .
Z kieszeni w jego koszuli wystawał kawałek papieru . Zauważył jej wzrok i sięgnął po kartkę .
- To przetłumaczony tekst . Może okazać się głupotą albo przeciwnie może dać światu , a przede wszystkim Kościołowi do myślenia . Ta krypta nie uwierzysz do kogo należała .
- Do kogo ? . Nie chciała po sobie pokazać jak bardzo się niecierpliwi .
- Masz .
Jeszcze nigdy nie widziała doktora tak spiętego . Rozwinęła zmiętą kartkę . I zaczęła czytać .

Ja Poncjusz Piłat namiestnik rzymski w Jerozolimie doznałem objawienia . Kiedy wydać mi przyszło na śmierć króla żydowskiego którego nazywano Jezusem Chrystusem , mesjaszem . Zwlekałem z wyrokiem . Widziadło które mi się pokazało nosiło imię trzy razy po sześć i dwa miało oblicza . Niedługo po tym król żydowski przyszedł do mnie dzień przed śmiercią krzyżową . Jaśniał dziwnym blaskiem a ja zmalałem jakoby był bym nikim . Chrystus przemówił do mnie takimi słowami „ Zaprawdę powiadam ci , wydasz Mnie w ich ręce . Los Mój Ojciec wyznaczył a Ja się nie ugnę . Spisz przeto moje słowa . Otóż Pan wyśle Aniołów którzy jak Ja z dziewicy się narodzą . Imię ich błogosławione i wybrańcami nazywać ich będą . Mocą Ojca oprawiali będą tych którzy jak plew wśród łanu zboża , tych którzy jak wilki wśród owiec , tych którzy wyrzekli się swego Ojca . Bestia ponownie urośnie w siłę ale poić się będą miłością Moich uczniów . A Moimi uczniami są ci , którzy Słowo Święte do serca wnoszą i przestrzegają przykazań dekalogu Mojżeszowego , A najważniejsze z nich przykazanie miłości wcielają w swe życie.....”

Zaczerpnęła powietrza po czym czytała dalej .

Dalej ujrzałem wizję . Anioły Zemsty siały śmierć . A było ich dziesieć . Dziewięć z nich nosiło szare szaty . I byli straszni . A jeden w złotej szacie podobny był do faryzeusza . Szata jego bogato zdobiona zmieniła się nagle w najgorsze odzienie . Brudne i postrzępione . Kiedy wizja znikła Jezus stał przy mnie . I odezwał się tymi słowami '' To co ujrzałeś Poncjuszu to próba dla ludzkości . Nawet Bóg musi dać znak ludziom aby ci zmienili swe życie . Jeżeli zawiodą to nadejdzie czas Sądu Ostatecznego . A wtedy będą się działy rzeczy straszne . Tylko nieliczni trafią do Królestwa Niebieskiego . Otworzy się ziemia i pochłonie bogatych . Powstanie woda i przykryje niewierzących . Wzmoży się wiatr i szarpał będzie rozpustnych . Nadzieją dla ludzi będzie Anioł Złoty . Będzie on cierpiał jak człowiek . Poczuje ból , strach . Żył będzie nie wiedząc kim jest . Jednak z pomocą ludzi odkrywał będzie siebie . Na niego szatan skieruje swój wzrok . On spośród dziewięciu będzie kuszony i jeżeli się nie ugnie na nowo wróci do swego Stwórcy . A wówczas jego złota szata opadnie i wdzieje ubranie pierwszego biednego którego spotka na Ziemi " Chrystus odszedł . Następnego dnia wydałem go w ręce Żydów .

Do końca swego marnego życia będę pamiętał twarz Jego matki . Zatroskane i zapłakane twarze uczniów . Lament niewiast żydowskich . W czasie gdy Jezus umierał odwiedziła mnie Maria Magdalena . Prosiła mnie abym uwolnij jej męża lecz ja nie mogłem nic zrobić . Z góry wyznaczono los dla mnie , Poncjusza Piłata . Namiestnika cezara w Jerozolimie .

Nie mogła uwierzyć w to co przeczytała . Doktor Sawicki wpatrzony był przed siebie . Piłat który umył ręce wydając Jezusa doznał objawienia . Treść dokumentu była tak absurdalna a zarazem dawała wiele do myślenia . Autentyczność zwoju była niepodważalna . Nie wiedziała co powiedzieć.
- I co o tym sądzisz ? – spytał kierownik cichym głosem .
- To niemożliwe . Badania potwierdzają czasowość zwoju ?
- Przecież wiesz że to podstawa Weroniko . Tylko co mamy z tym zrobić ? Wiesz jak zareaguje Kościół ? Musimy Go o tym powiadomić . Samego papieża , jak sądze .
- Trudna sprawa . Czemu wcześniej tego nie widziałam ?
- Nie ty jedna Weroniko . Nie pokazałem go nikomu od chwili gdy badał go Savini . Mam nadzieję że się nie wygadał . Najstosowniej najpierw powiadomić władze Kościoła . Niech one zdecydują co i jak .
- To niemożliwe . Widziałam już mnóstwo dziwnych inskrypcji ale żadna mnie tak nie...nie wytrąciła...
- Jest jeszcze coś co chce ci powiedzieć – powiedział .
Pochylili się do siebie i zaczęli szeptać . Po chwili Weronika wybiegła ówcześnie zabierając zwój .

*****

Kardynał Bernardino denerwował się nie miłosiernie . Jego człowiek przekazał mu telefonicznie złą wiadomość . Zastanawiał się czy donieść o wszystkim namiestnikowi Kościoła w Watykanie . Jego Ekscelencja na pewno wiedział by co począć ze zwojem . Nie ! Paweł VI nie może się niczego dowiedzieć ! W jego głowie zaświtała pewna myśl . Miał bardzo mało czasu .

Andriej Włodowkow obserwował doktora który zapadł w błogi sen . Zlecenie które otrzymał od Latarnika opiewało na sumę dziesięciu tysięcy dolarów . Za informację o poczynaniach badaczy . Jego szef nie potrafił ukryć zadowolenia w głosie kiedy ostatnio zadzwonił . Był już na tą rozmowę przygotowany . Lecz wolał się upewnić . Spojrzał na zegarek , solidną podróbkę rolexa . Wpół do trzeciej .
- Andriej – głos z pewnością należał do osoby inteligentnej i bardzo wykształconej . – Jakieś nowości ?
- Tak Latarniku . Założyłem podsłuch w namiocie kierownika . Tak jak kazałeś . Ten facet czytał słowo po słowie na głos kilka razy . Musi pan to posłuchać . Jak przesłać nagranie ?
- Za trzy godziny pojawi się mnich . Powita cię słowami Persona non grata. Przekaż mu nagranie .
- Tak jest . Muszę jeszcze usunąć podsłuch . A co zrobić z doktorkiem ?
- Wszystko już ustalone . Pieniądze dostaniesz od mnicha .
- Tak jak się....
Nie dokończył . Latarnik się rozłączył .

Bernardino czuł się nieswojo . Jeszcze tej nocy umrą dwie osoby . Pomodlił się za ich duszę . To dla dobra ludzkości , pomyślał . Nie podzieli się zwojem z nikim . Założy nowe bractwo które dzięki zwojowi będzie dzierżyło większą władzę niż Watykan . A ja będę przeorem . Ukląkł do modlitwy .

3 Ciało w dokach

Mewy patrzcie na śmierć ,
Marynarze wiosłujcie dalej ,
W serce wrzyna się jak żerdź ,
Do kielicha jeszcze nalej ,
Nie przestawaj dalej wierć ,
W duszy twojej jakże trwałej ,
Władca mroku ludzkich twierdz ,
Z ciemności do jasności białej ,


Jason Logan robił co dobowy obchód . Policja w MoonCity nie miała wiele do roboty . Kilka włamań w centrum i drobnych kradzieży . Poza tym nic szczególnego czym mogłyby się poszczycić policjanci z Nowego Yorku . I tak było dobrze . No może pensja nie była tak wysoka ale liczyło się bezpieczeństwo .
Szedł mozolnym krokiem w stronę doków . Jeszcze pól godziny , pomyślał . I pójdę do domu gdzie będzie na mnie czekać Sara . Prawie zawsze czekała na niego do dwunastej a nawet pierwszej w nocy . Dzisiaj później zaczął służbę i musiał się pałętać o tak późnej porze . Surowy komendant , Lars Hatwick rozkazywał im zawsze robić obchody . Pewnie po to żeby z nudów nie popełnili jakichś głupstw . Sara była piękną nastolatką . Miała szesnaście lat lecz nikt się tym nie przejmował że mieszka a tym samym sypia z osiem lat starszym facetem . Za dwa lata wezmą ślub i nikt nie będzie się czepiał jego i jej dupy . Bardzo zgrabnej i pociągającej .

Latarnie ledwo co oświetlały plażę . Zapalił latarkę . W oddali u Sama słychać było powoli milknące pijackie przyśpiewki . Zwiększył tempo i wszedł do hangaru . Przypomniał sobie nieszczęsny pożar w którym jego ojciec stracił kuter . Jedyny majątek jaki posiadał . Odbiło się to na jego zdrowiu . Kilka lat póżniej zmarł . Przejechał po zmurszałych ścianach i już miał wyjść gdy nagle światło padło na długi , rozłożony kształt .
Przeszły go ciarki . Ze strachem ruszył w głąb hangaru . Pochylił się oświetlając otwarte , w grymasie przerażenia oczy . George Hamillton z pewnością nie żył .
Jason wrzasnął . Z otwartej klatki piersiowej wciąż sączyła się krew .
Roztrzęsionymi dłońmi wyciągnął krótkofalówkę . Kurwa ! Odbierz Ed .

W komisariacie policji zadzwonił telefon . Ed MacHoney podniósł słuchawkę .
- Co jest......

Loganowi plątał się język . Nerwy puściły . W swojej karierze policjanta nigdy nie widział trupa z wyrwanym sercem i zapadniętymi oczami .
- Kurwa Ed... tu jest trup ! Jestem w starym hangarze w dokach . Przyjeżdżajcie bo się osram !

*****

Carl chwiejnym krokiem udał się do domu . Mieszkał daleko na wzgórzu ForestRock . Wynajmował starą ruderę . Otworzył skrzypiące drzwi . W środku miał dwa pokoje , kuchnię i łazienkę . Nie chciało mu się jeść . Był. wybrańcem . Mścicielem . Żołnierzem Boga .
Zmęczony opadł na kanapę . Coś się z nim działo . Pan dał mu misję na Ziemi . . Jezus był Bogiem w ciele człowieka . W Ewangelii jest napisane że nie popełniał żadnych błędów , nikogo nie zraził , nie pobił kiedy z Niego szydzono . A ja ? zadał sobie pytanie . Kim ja jestem ?
Był człowiekiem zdanym na łaskę tego co wie wszystko i widzi wszystko .


4 Tortury w Mediolanie
Ognie wśliznęły się w moje wnętrze i parły na umysł.....

Kardynał miał swoją posiadłość w Mediolanie . Była to jego letnia rezydencja . Gdyż często przebywał we Francji i Niemczech . Kiedy był biskupem wykładał teologię i to właśnie we Francji spędził większą część dotychczasowego życia . Na stałe mieszkał w Paryżu . I chociaż urodził się w Mediolanie to tylko czasami odwiedzał te strony . Wielkie ogrody okalały rezydencję . Służba krzątała się skąpana w słońcu strzygąc połacie róż lub wyrównując żywopłot .

Mnich przybył punktualnie o północy . Andriej czekał na niego w ciemnej uliczce . Nie musiał zwracać uwagi na siebie . Żydzi dość wcześnie chodzą spać . Byli jedynymi przechodniami w promieniu kilku kilometrów . W Jerozolimie ruch o tej godzinie zamierał . Było kilka minut przed dwunastą .
Nieznajomy podszedł do Andrieja i wysunął rękę . Na środkowym palcu widniał pierścień z małym , czerwonym diamentem który odbił światło księżyca .
- Persona non grata – wyszeptał .
Andriej odruchowo rozejrzał się wokół siebie . Wyciągnął kasetę i podał mnichowi .
- Pieniądze – zażądał .
Nagle w ręce mnicha zabłysnął sztylet . Wprawnym ruchem zadał cios , podrzynając gardło zaskoczonemu Rosjaninowi . Andriej Włodowkow osunął się na ziemię .
- Ty sukinsynu – wykrztusił zachłystując się własną krwią . Ostatnia wieczerza .
Mnich rozpłynął się w powietrzu .

*****

Kierownik długo rozmyślał tej nocy . Leżał na plecach z otwartymi oczami . Dokument przekazał Weronice . Wiedział że jest w dobrych rękach . Trapiły go pewne myśli . Był chrześcijaninem . Wiedział że jego powinnością jest przekazanie zwoju papieżowi . Choć ufał Weronice to wciąż zastanawiał się czy nie lepiej byłoby go zniszczyć . Zdawał sobie sprawę co może wywołać jego treść w całkowicie laickich rękach . Jeszcze gorsze było to że wydawało mu się że ktoś go obserwuje . Wiedział że nastąpił przeciek . Modlił się tylko o to aby Weronice nic się nie stało . Była dla niego jak córka .
Mnich miał jeszcze jedno zadanie do wykonania tej nocy . Uprowadzić Rafała Sawickiego .
Niesłyszalnie stąpając po kamienistym gruncie zakradł się do namiotu .

Weronika bała się o doktora . Wiedziała że ma powody do obaw . Ściskała zwój . Była już spakowana . Budzik wybił jedenastą . Jutro wieczorem będzie już w Atlancie . A jeżeli tam nie będzie bezpieczna to uda się do krewnego w MoonCity tam nikt jej nie dosięgnie .

Mały , dwuosobowy helikopter opuścił Jerozolimę czterdzieści minut po północy .

Kiedy się obudził bolała go głowa . Miał związane przeguby u rąk i nóg . Leżał na łóżku w przyćmionym pokoju . Był bogato urządzony . Na ścianach wisiało kilka obrazów włoskich impresjonistów . W kącie pokoju stała replika posągu Wenus z Milo . Małe płaskorzeźby zdobiły sufit .
W głowie miał motłoch . Powoli zaczął sobie przypominać . Zwój . Weronika . I cień który wkradł się do namiotu w momencie gdy gasił lampę . Na ustach czuł posmak morfiny . Usłyszał zgrzyt zamka .
Do pokoju weszło dwóch mnichów . Cień zakrywał ich twarze .
- Doktorze Sawicki – odezwał się ten wyższy . – Miło mi pana poznać .
Doktor bardzo dobrze znał włoski .
- Kim jesteście ?
- Kardynał Bernardino do usług . A to brat Dominik , dzięki któremu gościsz w mojej rezydencji .
Mniejszy mnich który , jeśli wierzyć słowom kardynała , go uprowadził . Mierzył dobre 180 centymetrów wzrostu.
Kardynał był jeszcze wyższy .
- Pewnie wiesz dlaczego postanowiliśmy cię zaprosić ? – ciągnął najwyraźniej nie oczekując odpowiedzi . – Masz coś co jest dla mnie bardzo ważne . Mój wcześniejszy zwiadowca założył ci podsłuch i uzyskał ciekawe informacje . Wiesz , mówienie na głos do samego siebie nie jest mądre . A teraz do rzeczy . Gdzie jest zwój ?
Doktor cieszył się z jednego . Nie wiedzą o Weronice . Widocznie podsłuch założono rano w przerwie na lunch . A zdjęto po obiedzie . Właśnie przed południem na głos rozpracowywał zwój . Czytanie na głos zawsze mu pomagało w myśleniu . Odetchnął .
- Nie ma żadnego zwoju – skłamał . Wiedział że ich nie nabierze . Gra na czas też nie miała sensu . Nie powiem im nic o Weronice , nic . Maryjo Królowo Polski , zaczął się modlić w myślach .
- Wiemy że zwój istnieje . Słuchaliśmy taśmy. Gdzie go ukryłeś ?
Milczał . Panie zlituj się nad moją duszą .
- A więc dobrze . Widzisz normalnie nie zrobił bym ci krzywdy ale to wyjątkowa sytuacja . Bóg mnie wzywa ! Będę przeorem i nic mi w tym nie przeszkodzi .
- A Watykan . Co Watykan na to ? – wyszeptał Sawicki .
- Mam gdzieś Watykan ! Nikt oprócz nas nie wie o zwoju . Kiedy go zdobędę założę swoje bractwo strzegące jednej z największych tajemnic w dziejach historii Kościoła . Ja kardynał Bernardino !
- Jesteś obłąkany.....
- To się okaże . Dominiku ! Myślę że nie zapomniałeś jeszcze swojego fachu ?
- Nie Ojcze .
Kominek którego wcześniej nie zauważył , wesoło płonął w nim ogień . Brat Dominik wyciągnął żelazny pręt i przyłożył do paleniska . Doktor począł się jeszcze gorliwiej modlić .
Wił się i rwał . Wrzeszczał jak opętany którym z pewnością nie był . Rozgrzane żelazo przepaliło mu skórę , następnie tkankę i mięśnie . Zapach mdlił go . Zbierało mu się na wymioty . Dominik przestał . Naukowiec wiedział że to nie koniec . Nie powiedział nic . Twarz kardynała wykrzywiła się we wściekłym grymasie .
Mnich wrócił do swej pracy , w ręce drżała mała , poręczna piła .
Swąd zwęglonego ciała dawał się we znaki kardynałowi . Doktor wił się i jęczał . Nie powiedział nic .
Dwie godziny później Rafał Sawicki zmarł . Z częściowo spiłowanej nogi lała się krew . Czerwone prześcieradło potęgowało grozę tej najdłuższej nocy .
- Ten cholerny doktor nic nie powiedział ! Jak mogłeś pozwolić mu umrzeć ! – krzyczał rozwścieczony na uniżonego sługę . Po chwili dodał nieco łagodniejszym tonem .- Weź helikopter i pozbądź się ciała . Już prawie świta pośpiesz się . Musimy odnaleźć zwój .
Nad Morzem Czerwonym przeleciał helikopter zrzucając w głębiny zmaltretowane ciało doktora .


5 Sen i Szyfr
Trzy tajemne po sześć ,
Ile króliczków dasz radę zjeść ?

Carl obudził się wraz ze świtaniem . Zregenerował siły . W MoonCity były dwa kościółki i większą połowę mieszkańców stanowili praktykujący chrześcijanie . Ich wiara dodawała mu sił .
Jego matką była , zmarła przed czterema laty , Katreen Robson . Była święcie przekonana że ojcem Carla był Mathew , który zostawił ją po zajściu w ciążę . Wypierając się dziecka . Często widział ją w snach . Tej nocy było inaczej .
Śnił w nocy o dziwnym szyfrze . Szedł ulicą i natknął się na żebraka , ten go zatrzymał i wcisnął mu w rękę kartkę z nabazgranymi znakami . Brzmiały one jak jakaś zagadka .

3X6 po szabacie , 77 uratuje i choćby 1

Nie wiedział co one do końca znaczą . Jeszcze nie wiedział . Jego umysł przesłał jakąś wiadomość tylko jaką ? 3X6 wygląda na datę . Mając rok 1977 ta możliwość odpada . A może X oznacza mnożenie ? 3X6 daje , rozmyślał , 18 a co oznacza ta liczba . Dla Carla nie znaczyła ona nic . 3X6 , 333333 nie to nie to a może...Niemożliwe ! 3X6 , 6 6 6 . Liczba bestii ! Po szabacie .
3 po 6 . Dalsza część łamigłówki mówi o święcie żydowskim . Szabat obchodzi się w sobotę , jest to dzień święty jak dla katolików niedziela .
Tylko dlaczego umysł przekazuje mi w taki sposób wiadomość ? Może to jakaś forma telepati . Albo odkrycie swojego przeznaczenia . Coś w stylu : Doznałem objawienia . Powołano mnie do wielkich czynów ! A zresztą... Przypomniał sobie nad czym powinien się skupić . Po szabacie . A więc w niedziele . 77 to liczba Pańska , oznacza doskonałość i nieskończoność miłości Boga do ludzi . I ta jedynka . Jeden ma wiele znaczeń . Uratuje . Jeden .
Nagle wszystko stało się jasne . Szatan zaatakuje po szabacie . Liczył się będzie każdy wierny . A co jeśli ten jeden...to...to JA ! To znaczy tylko jedno zacznie się wojna o los


6 Atlanta i list
Zastanawiałem się nie raz czy mam " nośne " domy.....

Weronika Schirley ledwo co zdążyła na samolot . Nie pożegnała się z nikim z ekipy badawczej . W głowie szumiały jej ostatnie słowa doktora . „ Uciekaj . Wiedza jest zgubna . Ktoś mnie śledzi , czuję to . Masz zwój świat nie powinien go oglądać . Kocham cię córko ! ” Doktor mówił szybko i lakonicznie .
Zebrało jej się na łzy . Ciekawe czy jest bezpieczny ?
Ostatnie słowa doktora nie miały sensu . Ludzkość nie powinna oglądać zwoju . Dlaczego ? Czyż Jezus nie nakazał Piłatowi spisać Jego słów . Może chodziło o panikę jaką by zasiał i bałagan ? A może zapoczątkował by konflikty wyznaniowe ? Tak . Był niepożądany .
W Atlancie mieszkała w małym jednorodzinnym domku . Jej praca nie pozwalała jej na częste przebywanie w domu .
Wyjęła klucze i weszła do środka . Nienagannie wysprzątany salon był przytulnie urządzony . Na ścianach wisiały papirusy z hieroglifami . Rzuciła torbę na łóżko .
Od wycieczki na lotnisko nikt jej nie śledził . W samolocie także .
Zmęczona usiadła w fotelu . Po kilku minutach bezczynności . Zaparzyła sobie kawę i sprawdziła pocztę .
Zaadresowano do niej cztery listy . Jeden od ciotki której nigdy nie widziała na oczy a dwa z opłatami za kablówkę . Najbardziej zainteresował ją ostatni list w niebieskiej kopercie . Wiedziała kto go przesłał . Jeszcze kiedy byli mali wymyślili że będą się ze sobą komunikować listownie , a koperty będą miały kolor niebieski . Można je było kupić w niemalże każdym sklepie z artykułami papierniczymi lub na poczcie na SqashStreet . List nadszedł z MoonCity od Willsona Danyego . Pośpiesznie otworzyła kopertę .

Droga Weroniko

Co tam u Ciebie słychać ? W moim życiu wiele się zmieniło poznałem Rebekę . Za tydzień bierzemy ślub . Załączam zaproszenie . Chciałbym abyś przyjechała na kilka dni jak najszybciej . Bardzo za Tobą tęsknie . Mam nadzieję że u Ciebie wszystko gra . Całuję . Pa !
PS . Muszę zapieprzać cztery kilometry po to aby kupić niebieskie koperty . Przyjeżdżaj !

Twój Will

Zaśmiała się . Wszystkie listy od Willsona były krótkie i rzeczowe , lecz ona wiedziała że pisał szczerze . Ona też za nim tęskniła . Spędzili ze sobą wiele czasu . Najśmieszniejsze chwile z życia i wariackie przygody zawdzięcza swojemu krewnemu . To dzięki niemu pokochała pracę archeologa . Och Will , jak ja cię potrzebuję , westchnęła.
Gdzieś za oknem zaczynał się karnawał .

7 Znamię Bestii
Wypalone . Znak . Wąż ,
Krzyczy żona . Drętwy mąż ,
Żółta trawa . Paleniska ,
I dwa ciała . Hen ścierniska .

Dla odmiany siedzieli u Małego Joe . Wcześniej musieli zreperować starego cadillaca który nadawał się już tylko na złom . Właściciel grata żywił do niego niemalże miłosne uczucie . Zapłacił by prawie każdą cenę .
Siedzieli w ogródku na plastikowych krzesłach . Przyjemny zapach jaki dawały szaszłyki na grilu i pieczone ziemniaki zapędzały ich w krainy snu . Nawet Willson który z reguły miał wiele do powiedzenia , milczał .
Carl lubił ich za humor i za to że ogólnie byli dobrymi ludźmi . Była sobota .
Patti , żona Joe przyniosła im po piwie i przysiadła się . Robson dostał lemoniadę .
- Willson się żeni . Czas najwyższy stary pierniku ! – zaśpiewała melodyjnym głosem .
Zaczęli się śmiać .
- Masz rację . Patti –stwierdził Will – Mam tylko nadzieję że będzie równie ładnie śpiewać jak ty !
Salwa śmiechu wyrwała ich z błogiego nastroju . Mały Joe mieszkał daleko poza centrum . Wokół otaczały ich łąki i lasy świerkowo-sosnowe . Na jednym z zasadzonych dawno temu , dębowych drzew wybudowali treehouses . Domek był wielkości małego pokoiku .
- A co tam u ciebie Carl ? Spytał któryś .
- Chodzi ci o moją ruinę czy może piękną Debbie ?
Parsknęli ze śmiechu . Piękna Debby był to wielki plakat nagiej dziewczyny który podarował Carlowi Mike na imieniny . A ruina to jego dom . Tego nie trzeba wyjaśniać .

*****

Zaraz po przeczytaniu listu Weronika Schirley ponownie udała się na lotnisko . 22.45 miała lot do Los Angeles skąd uda się do MoonCity .

Brat Dominik przebrany w żydowskie ubrania wtopił się w tłum . Był dzień szabatu . Po nocnej porażce musiał zadowolić ojca Bernardino . Zaginięcie doktora Sawickiego zgłoszono tego samego dnia po południu . Wypytywano po kolei każdego kto przebywał na terytorium wykopalisk . Kiedy wywołano Weronikę Schirley i nikt się nie pojawił , natychmiast wszczęto alarm i rozpoczęły się poszukiwania młodej ulubienicy doktora . Przeszukano jej namiot gdzie natknięto się na bałagan . Sprawą szybko zainteresowały się media .
Zakonnik nie tracił czasu . Podszedł do stołu gdzie siedziała ekipa badawcza . Jeden z badaczy głośno mówił .
- Mówię wam – odezwał się Mark – Doktorek prysnął razem z nią . Przecież wiemy że była jego ulubienicą . Zresztą wczoraj wezwał ją do siebie . Policja szuka ich na marne . Pewnie pieprzą się w jakimś hotelu .
Kiedy jedni zaczęli bronić doktora a inni przyznawali gorliwie rację Markowi , brat Dominik podszedł do niego i pociągnął go za rękaw koszuli .
- Co jest żydku !
Odciągnął go na bok .
- Rodrigo Saviola . Jestem przyjacielem doktora . O jakiej dziewczynie mówisz ?
- O Weronice Schirley . A po co ci to wiedzieć ?
- Znamy się dziesięć lat chciałbym wiedzieć czy nadal jest starym kawalerem . Przyleciałem dopiero wczoraj . Jestem hiszpańskim archeologiem z Sewilli .
Znał hiszpański . Nauczył się go na służbie u swego pana .
- No nie wygląda pan na żyda . To jego kochanka . Fajna babka . Poznał ją w Chicago na zjeździe archeologów kilka lat temu gdy zbierał ekipę do Egiptu . Wtedy ja też ją poznałem . Ostra laska .
- Dziękuje ci człowieku a gdzie jest doktor ?
- Zwiał z nią dupek . Zostawił badania na pastwę losu . I to ma być kierownik ?
- Zawsze miał pociąg do ładnych kobiet . A znasz może numer tej Schirley ?
- Też chcesz ją przelecieć ?
Dominik zgromił go wzrokiem .
- Żartowałem . Mieszka w Atlancie na RedelStreet . Ale nie pamiętam numeru .
Dalsze spekulacje zostawił już samemu Markowi .
Wykonał jeden telefon . Na 20.10 miał zarezerwowany lot do Atlanty .

*****

Sprawozdanie policji było , jak by to powiedzieć nie jasne . Zwłoki Georga Hamilltona zawieziono do kostnicy . Logan opisywał sytuacje już kilka razy . Teraz przesłuchiwał go sam komendant .
Jego biuro było małe aczkolwiek schludnie urządzone . Nie było tu niczego zbędnego .
- Naprawdę Jason niczego podejrzanego nie widziałeś ? – dociekał paląc cygaro Hatwick .
- Kompletnie nic szefie . Robiłem obchód . Jak zawsze zajrzałem do hangaru . Sam szef kazał wchodzić do tego pieprzonego hangaru , chciał dodać ale zamiast tego wykrztusił : To wszystko szefie .
- Cholerna sprawa –zaklął Lars – Śmierdzi na kilometr . Jestem komendantem już dwadzieścia lat i jeszcze nie było przypadku żeby trup miał rozerwaną klatkę piersiową . A wiesz co w kostnicy powiedzieli ?
- Nie szefie .
- Mówią że to wygląda jakby ktoś go rozciął ostrym narzędziem . Tyle to i ja wiem . Jak tej sprawy nie wyjaśnimy to nam tu przyślą stanowych ważniaków . A właśnie ustalono godzinę zgonu . Hamillton umarł między jedenastą a pierwszą w nocy z piątku na sobotę . No i dupa z mojego wyjazdu . Miałem dziś jechać z Emą do Halson .
Stanowa policja tak jak FBI była dla małych miasteczek piekłem . Nie cieszyli się oni dobrą opinia wśród mieszkańców prowincjonalnych miasteczek . MoonCity pod tym względem nie odbiegało od normy .
- Podejrzewa szef kogoś ?
- Nikt mi nie przychodzi do głowy . Przynajmniej nikt z tutejszych . To ktoś zamiejscowy albo psychicznie chory .

Pod komisariat zajechała czarna toyota . Wysiadło z niej dwóch mężczyzn w garniturach . Rozejrzeli się i udali się wprost do żółtego budynku policji . Pokazali legitymację młodemu posterunkowemu , który wskazał im drogę do biura komendanta . Zapukali . Wiedzieli że ci z małych miasteczek nie lubią jak im się rządzi i wchodzi jak do siebie . FBI powiadomił komendant z Campnow . Znał się on z szefem wydziału w Los Angeles .
Lars spojrzał na podwładnego . Ten wstał i otworzył drzwi .
- Agent Henry i agent Swims FBI – przedstawili się . Pokazali legitymację .
Hatwick nie spodziewał się ich tak szybko by nie rzec w ogóle . Jason stał jak wryty . Zdawał sobie sprawę że mogą się pojawić ale z powodu jednego morderstwa ? Po cholerę dzwoniłem do Campnow . Ten stary dureń Miler pewnie ich powiadomił .
- Możemy usiąść ? – przerwał ciszę agent Henry . Miał czysty Kalifornijski akcent .
- Tak . Tak proszę – wyjąkał komendant – To na tyle Jason jesteś wolny . Po czym zwrócił się do agentów . Nie spodziewaliśmy się FBI z powodu jednego morderstwa .
- Rozumiemy że jest to panu nie na rękę .
Gówno rozumiecie , pomyślał .
- Otrzymaliśmy rozkazy z góry . Mieliśmy podobny przypadek dwa lata temu . Zjawiliśmy się jak najszybciej mogliśmy .
- Taki sam – wtrącił Swims – Nie powinienem tego mówić ale ogólnie rzecz biorąc mieliśmy już kilkanaście takich przypadków w trzech różnych stanach . Nie znaleziono sprawcy . Żadnych świadków . Nic . FBI wysyła swoich najlepszych agentów w różne rejony . To najpaskudniejsza sprawa od Kuby Rozpruwacza . Media również robią swoje . Robimy co możemy ale brukowce i tak piszą co chcą , dodając swoje gówno warte wskazówki i jeszcze bardziej gówniane brednie .
- Teraz już wie pan że ta sprawa wiążę się z naszą . Dlatego tak szybko się zjawiliśmy . Tamtym razem było kilku świadków . Niestety nic istotnego z nich nie wyciągnęliśmy .
- A co zrobicie tym razem ? Tylko was nam trzeba było . A właśnie mam prośbę . Przynajmniej włóżcie co innego . Nie trzeba nam tu Archiwum X . Weźcie się wtopcie w tłum . Chociaż wątpię aby wam się to udało . To małe miasteczko . Amanda Rolland już plotkuje z sąsiadami . Za godzinę wszyscy będą się zastanawiać co tu robicie .
Popatrzyli po sobie .
- Możemy liczyć na współpracę ?
- Tak . Jasne . Przydzielę wam Jasona to on znalazł sztywniaka .

*****

W zakładzie psychiatrycznym w Campnow ogłoszono alarm . Jedna z cel była pusta . W całym ośrodku wrzało jak w ulu . Zbieg , Marta Weslan , była kobietą około trzydziestki . Miała silne zaburzenia osobowości . Umieszczona w zakładzie w wieku dwudziestu jeden lat , do tej pory nie nastąpiła żadna poprawa .
Nagle wszystko dla niej stało się jasne . Moja misja , moja misja , szeptała cały czas . Poczuła jak ktoś wchodzi w nią . Dzieliła ciało i umysł z jakąś istotą . Pierwszy raz od wielu lat poczuła się dowartościowana i mogła racjonalnie myśleć . Drzwi otworzyły się . Na korytarzu nie było nikogo . Ramię zaczęło ją palić . Podwinęła koszulę i zobaczyła znak . Wypalony w skórze w kształcie węża . Wolność stanęła otworem . Marta Weslan urodzona 6 miesiąca , 6 dnia o godzinie punktualnie 6 . Bestia dokonała wyboru .

*****
środa , trzy dni wcześniej

Savini Despucio był sześćdziesięcioletnim naukowcem . Ostatnio odkryty zwój dostał się wpierw w jego ręce . Po mozolnych badaniach autentyczności zwoju , zaparzył sobie kawę i rozsiadł się w małej kanapie . Znając łaciński , przystąpił do czytania zwoju . O tak z ciekawości .
Zamrugał kilkakrotnie oczami , w tym samym czasie przecierając okulary . Jego naukowa percepcja oceniania nigdy go nie zawodziła . Nawet podczas wojny . Był przeciwnikiem Mussoliniego .
Savini był mocno zawansowanym sklerotykiem . Nie mógł uwierzyć w łacińskie słowa przepowiedni .
Nie wiedział co zrobić . Najpierw pomyślał o kierowniku Sawickim , był to porządny człowiek , ale nie wiadomo jak by zareagował . Zdecydował że powiadomi Kościół . Miał tylko jedno wyjście . Powiadomić kardynała Bernardiniego , który był jego dobrym przyjacielem .
Do namiotu badawczego wszedł kierownik . Oświadczył że zabiera zwój .
Kiedy wyszedł Savini chwycił za komórkę .

Gdy zadzwonił do niego przyjaciel Savini , był w Hiszpanii . Na początku nie mógł uwierzyć w jego słowa. Wiedział co powoduje choroba starcza . Jednak informacje były tak ważne że coś trzeba było z tym zrobić. Niestety stary Despucio zapomniał treści zwoju . Powiedział tylko coś o proroctwie i Piłacie , nic więcej nie mógł sobie przypomnieć . Musiał zdobyć zwój !



8 Życie toczy się dalej

Życie dalej iść musi ,
W głębiny czeluści ,
Gdzie panuje władca prze okrutny ,
Co już tyle krwi upuścił ,
Za obrazy robią trumny ,
Za lampiony świecą czaszki ,
I jak człowiek taki dumny ,
Wyrwał się z objęć matki .



Los Angeles wyglądało jak zaczarowana kraina baśni . Weronika zapięła pasy , za chwilę mieli lądować . Wciąż wracała myślami do ostatnich wydarzeń . Bardzo potrzebowała Willa . Nareszcie samolot zaczął kołować i po chwili oddychała już nocnym powietrzem wielkiej mieściny LA .
Odebrała bagaże i zamówiła taksówkę . Po dość spokojnym locie postanowiła że nazajutrz uda się prosto do MoonCity . Los Angeles było ogromne i niebezpieczne , przynajmniej tak jej się wydawało . W sumie wychowałam się na wsi , pomyślała . Swoje dzieciństwo spędziła na obrzeżach Miasta Księżyca . W wielkich miastach nawet w niedziele wszystko było czynne . No prawie .
Taksówka spokojnie sunęła po kocich łbach . Widok Los Angeles w nocy jest niesamowity . Mnóstwo barów zapraszało i kusiło turystów , Erica Blumm zatańczy tylko dla Was ! Kasyna i bary zapraszały na niesamowite atrakcje które z pewnością podobały się panom o grubych portfelach .
Zapłaciła szesnaście dolarów i udała się wprost do hotelu . Nie chciała jechać w nocy o oddalonego ponad osiemdziesiąt mil MoonCity . Pieniędzy miała sporo . Wybrała dobrej jakości hotel , Vittoria .

*****

Sześćdziesięcioletnia kobieta siedziała przed oknem , za odsłoniętych dyskretnie zasłon wypatrywała dwóch wysokich ludzi . Wiedziała kim są . Jej świętej pamięci mąż , tak Ben kiedyś był jednym z nich . Wyjeżdżał czasami na całe tygodnie do Europy i wykonywał jakieś misje . Często próbowała coś z niego wyciągnąć ale na marne . Ben Rolland był z CIA .
Ci dwaj młodzieńcy także muszą być ważniakami z CIA albo co gorsza FBI . Nie wiedziała czym obie instytucje się różnią . Ale FBI była dla niej jak cios w jej obolałą nogę .
Oderwała od nich wzrok co przyszło jej z wielkim trudem i poszła do salonu powiadomić o wszystkim Stephanie.
Tak , Amanda Rolland była jakby nie patrzeć okropnie wścibską babą . Ale co wdowa po agencie CIA ma do roboty oprócz wydawania renty , zresztą całkowicie zasłużonej i pilnowania służącej oraz sąsiadów ? No właśnie nic .

******

Marta przyjechała do MoonCity w poniedziałek . Była mocno podniecona odkąd udało jej się uciec z....tego cholernego wariatkowa . Czuła się wyśmienicie z tym kimś czy czymś co miała w sobie . Nie ogarniało ją żadne zmęczenie . Nie musiała spać ani jeść .
Zdobyła pieniądze okradając jakiegoś nocnego marka . To było niesamowite . Rzuciła nim kilka metrów w górę jakby zupełnie nic nie ważył . Zabrała mu portfel i skręciła kark . Zrobiła to z zimna krwią i dziecięcą łatwością .
Lecz nie on był jej celem . Chociaż .
Marta Weslan była bardzo atrakcyjną kobietą . Trafiła do szpitala psychiatrycznego z powodu załamania nerwowego . Po nieudanym porodzie straciła chęci do życia i próbowała popełnić samobójstwo . Jej sąsiad Alan zawiadomił lekarzy którzy zagościli na jej podwórku w białych fartuchach . Opasali ją pasami i zawieźli do Campnow .
W zakładzie wiele razy ją gwałcono . Przy zbiorowych kąpielach strażnicy ślinili się na widok jej nagiego ciała . Jej długie nogi i długie czarne włosy przykuwały uwagę . Jej było to obojętne . Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego że zaspokaja żądzę tych wieprzów . Jej ciemna cera i brązowe , prawie że czarne oczy działały jak magnesy na żelazne maszty ukryte pod białym kitlem .
Teraz wiedziała jak to wykorzystać . Popatrzyła na nie otynkowany budynek motelu na GreenValace . Otworzyła skrzypiące drzwi i podeszła do stanowiska z napisem recepcja . Młoda , dość ładna dziewczyna czytała jakieś piśmidło .
- Dzień dobry – powitała ją , podnosząc wzrok .
Wnętrze motelu było bardziej atrakcyjne i schludnie urządzone . Dziewczyna przyglądała się przybyłej z zaciekawieniem .
- Czy masz wolny pokój – spytała słodko Marta nie odrywając od niej wzroku .
- Tak . Nie mamy teraz wielkiego ruchu . Tylko dwóch turystów i pan Merans . Mam wolną jedynkę i trójkę . Woli pani górę czy dół ?
- Górę , jeśli można . Uśmiechnęła się . Zalśniły perłowo-białe zęby .
- Płaci pani gotówką czy....
- Gotówką . Nazywam się Rita Feler .
- Życzę miłego pobytu w MoonCity . To ładne miasteczko . Na pewno się pani spodoba .
- Tego jestem bardziej niż pewna .
Dostała klucz i udała się do trójki . Mała walizka z ubraniami którą kupiła w Campnow wylądowała na zasłanym łóżku . Na regale stał telewizor . Udała się do łazienki .

*****

Jack Morgan kupił sobie psa . Suczkę . Jego wcześniejszy czworonożny przyjaciel Nola wpadła pod ciężarówkę . Zresztą uciekała mu z domu kilka razy i wracała po kilku dniach chudsza o kilka funtów .
Jack był czterdziestu -parę letnim kolejarzem . Mieszkał w MoonCity od czterech lat , czyli od incydentu z cholernym pociągiem . Kiedy jechał trasą Vegas-Terres wykoleił maszynę , masakrując dwa wagony i siebie . Jego prawa półkula mózgu sporo ucierpiała . Miał częściowo sparaliżowaną prawą stronę ciała . Żył z niewysokiej emerytury inwalidzkiej . To nie była jego wina tylko tych debili co kładli tory .
Po za swoim inwalidztwem był inny od swoich kilku przyjaciół . Nie miał kobiety a jego potrzeby seksualne zaspokajały zwierzęta . Był zeofilem .
Wrócił właśnie z schroniska kupując suczkę Sweti . Nie podobało mu się jej imię ale tylko na takie reagowała .
Miała ładną nie za szorstką , krótką sierść . Była o dziwo zadbana . Schronisko w MoonCity było w kiepskim stanie . Gdyby czepił się go sanepid z pewnością przestało by funkcjonować . Kilkunastoma psiakami i kotami zajmowała się stara pani Meser . Wielbicielka zwierząt choć nie w tym sensie co Jack .
Morgan był pół-angolem , pół-amerykaninem .
Ściągnął spodnie i koszulkę polo . Ruszanie prawą ręką i nogą sprawiało mu trochę trudności . Mógł sobie pozwolić tylko na małe ruchy . Trzymanie ciężkich przedmiotów nie wchodziło w rachubę . Była zbyt słaba na ponad podstawowe czynności .
Po chwili stał już nagi . Sweti stała na dwóch łapach podpierając się krzesła i machała ogonem .
- Już kochanie – powiedział .
Ukląkł . W ręce trzymał pasek od spodni którym związał w pasie suczkę i unieruchomił ogon . Nie protestowała .
Pocił się . Popatrzył na pochwę swojej nietypowej kochanki . Jego żołądź nabrzmiał .
Wprawnymi ruchami wchodził w wąski tunel uciechy . Sweti cicho szczekała .

*****

Chevrolet Derka Matte miał uszkodzoną chłodnicę i stłuczoną przednią szybę . Mały Joe i Carl ubrudzeni smarem reperowali go od trzech godzin . Obok ich stał właściciel warsztatu pan Fredie Browson . Miał czterdzieści lat i dość dużo forsy . Rok temu , czyli w 1974 dostał jeszcze duży spadek po zmarłej macosze . Jak na macochę , Kate była miłą i kochającą osobą . Do tej pory za nią tęsknił . Za ojcem także .
Patrzył teraz na pracę chłopaków i uśmiechał się zadowolony . Byli świetną ekipą . Carl szczególnie zachwycał go logiką . Potrafił zawsze coś powiedzieć , mądrego rzecz jasna . Joe był innego kalibru . Nie za bystry ale pracowity jak nikt no i uprzejmy i co ważne zawsze skory do pomocy nawet po godzinach .
Fredie dobrze im płacił . Zysk z zakładu pozwalał mu na to . Teraz przyszedł im powiedzieć o podwyżce . Należało im się .
Carl wziął szmatę do ręki i przetarł twarz .
- Skończone szefie .
- Dobra robota . Pokaż się Joe ! – zawołał .
Wygramolił się z uśmiechem na twarzy .
- Końcóweczka ! Chevrolecik jak nowy . Na dziś koniec , szefie ?
Słyszał ten tekst już setki razy . Lubił te zdrobnienia Joe .
- Mam dla was prezent – zaczął .
Widział jak Carl świdruje go wzrokiem . Domyślasz się draniu , hehehe . Joe wybałuszył oczy .
- Nowe ubrania robocze ? Te się już przetarły – wskazał na dziurę w spodniach .
- Nie . Jesteście dobrymi pracownikami . Należy wam się podwyżka . Dokładam wam cztery dychy do waszej pensji .
- Dziękujemy szefie ! Kupię sobie hondę . Tą o której tyle razy wam opowiadałem . Brakuje mi jeszcze jakieś trzysta dolarów . Plus ubezpieczenie i te pierdoły . To mój dzień !
- Dziękujemy przyda się .
Podali sobie ręce nie patrząc na smar . Pogadali chwilę i udali się do swoich domów . Carlowi pieniądze przydawały się jak każdemu . Chociaż miał odłożone spore oszczędności to każdy grosz był mile widziany .
Zadowolony z życia udał się wprost do domu na ForestRock . Ten poniedziałek był pracowity ale sowicie nagrodzony .

*****


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Literackie Forum Medei Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach